Z lekkim opóźnieniem wyjeżdżamy z Penang. Kierowca busa bez pośpiechu zbiera kolejnych współpasażerów.
Droga włacznie z opóźnieniem, przejściem granicznym i kilkoma postojami zajmuje nam 6 godzin. Kierowca okazuje się jednak bardzo miły i odwozi nas pod sam hotel.
Jeśli ktos chciałby tego samego dnia dostać sie jeszcze do Pak Bara na prom np. na Koh Lipe, radzę, zeby z Penang wyjechał busem o 5 am. Ten, którym my jechalismy dociera zbyt poźno.
Śpimy z VL Hatyai hotel, rezerwacja via agoda.com, około 90 PLN za dwójkę (klima, ciepła woda, wifi, bez śniadania). Sejf w recepcji. pobierają kaucję 500 THB za mini barek (w którym są 4 butelki wody... bez komentarza).
W poszukiwaniu zwykłego tajskiego curry, trafiamy na ulice z chińskimi knajpkami. W ofercie zupa z płetwy rekina oraz potrawka z jaskółczych gniazd. Podobno słynie z tego Hat Yai. Wewnętrzny opór każe nam jednak wyjść z tej restauracji. Miałam już wątpliwą przyjemność pić napoj z dodatkiem gniazd, a zupa z płetwy rekina - z tego co wiem, w dość niehumanitarny sposób uzyskiwana jest płetwa. Zdaje się Tomek Michniewicz pisał o tym w "Samsarze." BTW bardzo dobra książka.
Kończymy w Mc Donald... potem wizyta na lokalnym bazarze. Truskawki nie sa juz tu tak smaczne jak w Cameron Highlands.
Rano ruszamy na Koh Lipe.
W recepcji naszego hotelu kupilismy bilet na busa do Pak Bara, oraz bilet na speedboat. Razem (w jedną strone) płacimy 850THB/osoba.