Dzień trzeci zaczynamy o świcie. Wykupiliśmy wycieczkę w PINK HOTEL organizowaną prze kuzyna właściciela, niejakiego ROT’a. Cena spora, bo 30 USD za osobę, z poczatku nie mieliśmy przekonania. Ale teraz – polecam, nie zobaczycie tego zwiedzając na własna rękę, czy wynajmując jednego z tzw. Easy Riders (lokalni z motorkami, proponują wycieczki po okolicy).
Początkowo mieliśmy jechać na skuterach, ale zanosi się na deszcz, więc ta opcja odpada. Jedziemy autem. Jest nas 6 os. Ja z Arturem, oraz 4 gości z Singapuru. Plus Rot i kierowca.
Zaczynamy od farmy skorpionów i świerszczy. Dla chętnych poczęstunek (jako jedyna nie jadłam, ale kto był miał ochotę na świerszcze smazone w cieście naleśnikowym o 7 rano!!! ). Potem lokalny targ w wiosce Nam Ban (tu role się odwracają, to ja jestem atrakcją dla miejscowych przekupek, chcą się ze mną fotografować) i tuż dalej fabryka jedwabiu.
Aktualnie fabryka jest częściowo zmechanizowana. Po ręcznym „obrobieniu” kokonów, wymoczeniu ich we wrzątku i wysuszeniu nici, materiał tkany jest już przez maszynę. Aktualnie 1 metr materiału produkuje się w 30 minut. Na 1 nic trzeba około 10 kokonów.
Następnie jedziemy zobaczyć jedne z tutejszych wodospadów, zwanych przez mieszkańców Volcano. Jest piękny, oglądamy go z dwóch stron. Od środka trochę chlapie, trzeba uważać na aparaty.
Jadąc dalej zatrzymujemy się na plantacjach kawy. Po godzinie docieramy do wioski rodzinnej Rot’a, o nazwie Dam pao. Zwiedzamy ogród z owocami i odwiedzamy żyjącą zgodnie z dawnymi tradycjami rodzinę – są to dawni sąsiedzi Rot’a. Spędzamy tu około godziny. Mieszkańcy są bardzo otwarci, udaje nam się zrobić mnóstwo zdjęć. Słuchamy niestworzonych historii o zyciu w tej wietnamskiej wiosce. O zwyczajach ślubnych (jak kupowanie męża, tradycja poślubiania szwagierki po śmierci żony – o ile ta pierwsza nadal jest wolna), o kobietach rodzących w ogrodach zamiast w szpitalach, etc.
Następnie zostajemy zaproszeni na lunch do siostry Rot’a, mniszki – wegetarianki. Zjadamy tu najlepsze jak dotychczas danie wietnamskiej kuchni. Makaron smażony z tofu, selerem i szpinakiem. Boskie. Potem tradycyjna kawa i kosz owoców z ogrodu mamy Rot’a.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na farmie grzybów.
Wieczorem udajemy się z Rot'em i kilkoma osobami z hotelu do sympatycznej knajpki Nhat Ly na kolację. Zamawiam smażone kalmary i szpinak z czosnkiem. Pyszne.
Jutro rano uderzamy do Saigonu.